Dlaczego chcę Maca?

Bo, żeby była jasność od samego początku, chcę.

Wydumałem sobie jakiś czas temu. Kupuję Maca. Dokładniej Macbooka. Jako, że rzekłem “jakiś czas temu” to żadnego Air‘a, również nie pro o czym za chwilę. W związku z tym, od dłuższego czasu, z szaleństwem w oczach, przeszukuję Allegro i eBaya w poszukiwaniu takowych białych (bo tylko takie wchodzą w grę) cudeniek.

Wiele osób pyta mnie dlaczego. Ano właśnie. Gdybym tak musiał to dokładnie sprecyzować? Hmmm… Zastanówmy się. Powoli, krok po kroku, nakreślę odpowiedź.

Zaczynajmy…

Nie jestem z tych co śmigali na Atari, Amidze czy tym podobnych machinach. Pierwszy komputer jaki miałem to ZX Spectrum +. Pamiętam jak dziś gdy pojechałem z tatą do Warszawy – nie mam bladego pojęcia w jakim celu – i tam odwiedziliśmy jakiś krewnych (na oczy pierwszy raz widziana daleka familia od strony mamy) i tam pan (wujek jak się okazało) wręczył mi owego komputra.

Nie był nowy, ale to drugi komputer jaki widziałem w życiu. Pierwszy należał do wuja innego (tego od strasznej wiertary 🙂 ) i nie miał tego plusika na końcu.

Jak się gry wgrywało każdy pamięta. Magnetofon, maleńki śrubokręt wyklepany z drutu i Prince Of Persia. Wtedy też pierwszy raz liznąłem programowania w Basic‘u. Pisałem coś co obliczało pola, rysowało figury. Takie “helołłordy”. Dziś pluję sobie w brodę, że nie zrobiłem z tym czegoś więcej. Gdybym od tego (+-) 1990 programował dziś mówiono by mi “proszę pana”, a ja sam pewnie nawet kawę piłbym “w pętli”.

No nieważne. Błąd, nie zmienię tego.

Widać jednak, że granie mnie nie zainteresowało, bo jak wspomniałem, przeskoczyłem Commodore, Amigę czy Atari. Nigdy ich nie miałem. Nie zgrywałem gier z radia, nie czytałem Bajtka. W tajemnicy powiem, że jedyną grą jaką skończyłem był Max Pain. Nadal mnie to nie kręci, pasjans – owszem.

Potem było liceum. Tam poznałem Mola (nota bene nie mam pojęcia co u Ciebie stary – wiem tylko, że wyjechałeś chyba do Londynu – tak czy owak pozdrawiam). Pamiętam jak spotykaliśmy się u niego i IRCowaliśmy. Zawsze miał miskę, w której była mieszanka bakalii, Malborasy i łącze przez modem. Się działo.

Nie pomnę czy już wtedy czy trochę później rodzice kupili pierwszego PCta. Ach gdyby wiedzieli jak ich syn skończy pewnie nabyliby jakieś pierwsze jabłko albo zainstalowali pierwszego jakiegoś linuksa 🙂 . Tak czy owak był sobie PCet z okienkami w wersji 3.1 (albo 3.11 – nie pamiętam) z jakimś dyskiem 60MB – jakoś tak. Z czasem dostaliśmy jakieś części od wiertarowego wuja i dokładałem coś do naszego domowego komputera. Pierwszy CD-R był x2.

Wspomniany wuj posiadał książki do Turbo Pascala, które chyba nawet mi dał. Kurcze, że też wiertarą nie strasząc nie zmusił mnie do nauki. No trudno kolejny raz.

Jakoś wszedłem w posiadanie dyskietki 3,5″ z instalką demonstracyjnego Win 95 – machina do zabijania. Podobało mi się. Zainstalowałem. Ach – gdybym wtedy wiedział…

Nie ukrywam, że nie pamietam czy na tamtym komputerze doszedłem do jakiegoś Win98 czy do XP.

Pamiętam, że Asia miała studniówkę, na której grałem – to był najlepszy okres mojej DJskiej kariery. Zarobiłem w jeden wieczór mniej więcej tyle, że kupiłem sobie swojego pierwszego – zupełnie własnego PCta. Co siedziało w środku dokładnie nie pamiętam. Jakieś 950MHz, 128 może 256 ramu, 32 grafiki, monitor LG 17 płaski. Zamknęło się to wszystko w jakiejś kwocie 3000 netto (nie, że aż tyle zarobiłem – ale tyle kosztowało).

Co było potem? Dokupowałem jakieś części, coś zmieniałem, ale nadal nic konstruktywnego nie czyniłem. Z czasem pojawił się w domu internet i pierwsze nieśmiałe próby HTMLa (to mniej więcej 2003 rok) i chłopaki wirtualnego zrobili. Czyli sporo czasu już zmarnowałem. Ok, raz miałem Mandrivę, ale nie dałem rady.

Co było potem?

Przyszły studia – żeby nie było – kolejne. Kolejna zmiana mieszkania. Przyszedł czas na laptopa. Finanse średniawe więc i parametry słabe. Kupując go myślałem, że warto mieć laptopa z dużym ekranem – no bo jak filmy obaczyć. I kupiłem… 15,4″ i to w panoramie – straszna sprawa. Mobilność na poziomie traktora co w połączeniu z baterią wystarczającą (od nowości!) na jakieś 1,5 h pracy czyniło z niego… gówniane kino domowe i to tylko dzięki Tannoyom m4 i Cambridgowskim wzmacniaczowi.

Jak rzekłem, zaczęły się studia i z dnia na dzień rozkwitała moja miłość (niestety jak na razie bez wzajemności) do czarnego okienka z białymi literkami. Coby je odpalić potrzebny jest linuks. Ok, może być ewentualnie Putty spod windy, dostęp do linuksowego serwera – to akurat mam, ale windowsa tylko takiego który ma dostęp do sieci. I tu problem.

Ja chwilowo dostępu do sieci nie miałem, a mój laptop okazał się idealnym przykładem na to, że jak coś może się nie udać to się nie udaje. Pod jednym pingwinem nie działało to, pod innym co innego. No normalnie dupa. Nadal nie potrafię go skonfigurować poprawnie. Ok, można powiedzieć, że mam idealne warunki na to coby się tego wszystkiego nauczyć. Google, fora linuksowe i do przodu. Jednak co zrobić jak nie ma się specjalnie na to czasu, co więcej jak się wyczytało (w kilku miejscach), że akurat ta karta no nie polata. Wiem – są inne dystrybucje, ale… Ano właśnie.

No nie ma czasu człowiek na wszystko. Moje linuksowe uzdolnienia nie pozwalają mi na operowanie tylko w trybie tekstowym, co więcej średnio się na nim podgląda filmy z YouTuba.

Więc zdecydowałem się na zmianę komputera. Początkowo chciałem kupić innego PCtowego laptopa. Po głowie chodziły mi IBMy, Delle. Różne różności. A jak znów kupię i coś nie zagra z Suse, Ubuntu, Kubuntu i innymi? Zastrzelę się

W końcu siadłem i zacząłem dumać czego ja właściwie oczekuję od laptopa. Oto, może nie całkowicie profesjonalne, ale szczere podsumowanie:

  • musi być moblilny – max 12″;
  • musi mi pozwolić UNIXować;
  • bateria ma przetrwać choć jeden wykład;
  • dysk powinien pozwalać przechować muzę, która wala się na dyskach przenośnych;
  • powinien lubić się z iTunsami;
  • że ram, że grafika – tak ale w sumie…;
  • że WI-FI – owszem;

Chyba tyle. Oczywiście na pewno bym coś znalazł PCtowego. Ja się jednak uparłem. No chcę mieć maca. Dlaczego? Znów szczerze:

  • jest przepiękny;
  • ma świecące jabłuszko;
  • bo to co wyżej chcę – on ma;
  • pisałem, że jest przepiękny?

Jeżeli mi ktoś powie, to lans etc – tak – jest, mogę się zgodzić. I będę się z tym czuł dobrze. I będzie mi się to podobać, że się jabłko świeci, że… takie różne.

Że jest droższy niż podobnej klasy konkurencja? – JEST!!!
Że sporo rzeczy nie współpracuje? – OWSZEM!!!
Że nie jestem grafikiem? – NIE JESTEM!!!
Że matryca błyszczy? – ZGADZA SIĘ!!!

Pisałem już, że jest piękny??? A o tym, że ma być serwowany w aluminium???

Join the Conversation

12 Comments

  1. Mnie tam do Maca nie ciągnie. Dopóki mam iPlusa, dopóty jako system operacyjny będę miał Windows XP. Za półtora roku pomyśli się nad Ubuntu i jakimś laptopem.

    Słyszałem że Maki są gorące – przepiękna obudowa, świecące jabłuszko. Niestety, gorące również ze względu na ilość wydalanego ciepła.

  2. Pewnie są i gorące, ale ja już jestem na takim etapie, że napiszę:
    że ciepło wydzielają? – owszem – jak znalazł na zimę!!!

    To jest właśnie coś takiego czego nie jesteś w stanie wytłumaczyć. Chcesz i już. Zdaję sobie sprawę, że są merytoryczne argumenty mówiące cobym nie kupował…

    że są? – pewnie tak 🙂

    PS. Na ostatniej auli http://www.aulapolska.pl/?p=50 zapowiadany był też cykl spotkań dla chcących nauczyć się obsługi maców ludzi. Na początek Warszawa i Kraków – czekam na Poznań

Leave a comment

Your email address will not be published. Required fields are marked *