Tekst powstał w ramach niewspieranej już inicjatywy internetteam.pl
W poprzednim moim wpisie podzieliłem się z Wami pierwszymi odczuciami związanymi z książką Simona Sineka “Liderzy jedzą na końcu. Dlaczego niektóre zespoły potrafią świetnie współpracować, a inne nie“. Serdecznie zachęcam do lektury jeżeli jeszcze nie mieliście tej okazji.
Niech każdy z nas będzie takim liderem, jakiego chciałby mieć – Simon Sinek (cz.1)
Okazało się jednak, że książka porusza tak wiele ważkich aspektów, iż warto wpis podzielić na miejsze, bardziej zjadliwe porcje. Dziś więc czas na drugą porcję spostrzeżeń.
Czytając powyższy fragment, czułem w pierwszym momencie, taką nieodpartą magię podręczników dla managerów. Podręczników pisanych zawsze tak samo, podręczników pełnych patosu i wielkich słów. Później przeczytałem ponownie i na pierwszym planie przestały się pojawiać lakierowane słówka, a zacząłem zauważać słowa “szacunek” i “grupa“. Odnoszę nieodparte wrażenia, że są to słowa przewodnie całej książki.
Cóż, nic dodać nic, ująć. Mawia się, że przyzwyczajenie jest drugą naturą człowieka — przypuszczam, że dokładnie tak jest, a schemat ten sprawdza się również w naszych miejscach pracy. Ręką w górę któż z nas nie przywykł już do niektórych przedziwnych, niewytłumaczalnych, bezsensownych (?) zasad panujących w naszych organizacjach. Ilu z nas, przychodząc do nowego miejsca pracy, twierdziło, że nic nie jest w stanie ich przekonać do zaakceptowania (przynajmniej tego mentalnego, wewnętrznego) braku sensu niektórych procesów? Ilu z nas nie zgadza(ło) się z przyjętą wywnętrz organizacji kulturą? Owszem, warto się zastanowić czy należy rozpoczynać swoją przygodę w takim miejscu, niemniej jednak bywa tak, że pierwsze wrażenie jest inne. Co więcej, zdarza się tak, że początkowo sama organizacja przedstawiana jest nam zupełnie inaczej.
Przy okazji – pisząc o kulturze organizacyjnej – spotkaliście się już z typami kultur według Cameron’a i Quinna’a? Ciekawa koncepcja. W sieci jest sporo testów, które pokazują, w jakim typie pracujesz. Warto się pobawić.
Wiele się mówi ostatnimi czasy o work-life balansie. Jednak czym on tak naprawdę jest? Czy można go wyrazić w konkretnej liczbie godzin spędzonych w danym miejscu? Czy 8 godzin przy biurku, połączone z godzinnym dojazdem w każdą ze stron, okraszone wizytą w sklepie, przeplatane z odbiorem dzieci ze szkoły, by później spędzić godzinę przed telewizorem, zanim położymy się spać, to jeszcze balans czy już nie? Jeżeli nie, to ile tych godzin powinno być?
Work-life balans mierzymy bezpieczeństwem, a nie godzinami!
Otóż właśnie nie da się (a przynajmniej moim zdaniem nie powinno się) przeliczać tego na godziny. Ponownie wracamy do kwestii bezpieczeństwa. To właśnie ono wskazuje nam miejsce, gdzie potrzebujemy być i pokazuje nam ile jesteśmy w stanie znieść nie-bezpieczeństwa. Gwarantuje Wam, że bywają osoby, które pracują naprawdę wiele godzin, robiąc rzeczy, w których się spełniają, po czym wracają do domu (nawet na krótko) i są tam wspaniałymi partnerami i cudownymi rodzicami. Bywają również tacy, którzy po powrocie nadal tak mocno przesiąknięci są stresem i brakiem bezpieczeństwa, że w żaden sposób nie wnoszą nic dobrego i ciepłego do ogniska domowego sami jednocześnie wypalając się maksymalnie.
Nie wiem jak to skomentować… acz wiem co o tym myśleć…
To jest, moim zdaniem, jedno z najprawdziwszych, najważniejszych, ale niestety najczęściej ignorowanych, stwierdzeń na temat przywództwa.
Liderem się jest, a nie bywa…
Liderem jesteś, bo uważasz, że to służba. Liderem jesteś bez względu na stanowisko wpisane w Twoją pracowniczą kartoteką. Przywództwo to nie sformalizowany proces, a misja, prawdziwe odczuwanie.
Powyższy cytat, według Simona, jest na tyle istotny, że stał się tytułem całej książki. W tym jakże, z jednej strony, prozaicznym stwierdzeniu, zawiera się esencja bycia liderem. To właśnie dlatego warto czytać, dyskutować, spędzać weekendy na przeróżnych wykładach. Wszystko w nadziei, że pewnego dnia staniesz się lepszy dla osób, którym dano Ci się opiekować. Powierzono w Twoje ręce wielką odpowiedzialność – nie zawiedź, inwestuj w to!
Simon wiele razy na kartach książki wspomina o Kręgu Bezpieczeństwa zapewniając nas, że to właśnie od niego zależą nasze zaangażowanie i chęci. To właśnie to, na tysiące przypadków odmieniane, bezpieczeństwo stanowi najistotniejszy element samorealizacji organizacyjnej.
… otoczeni Kręgiem Bezpieczeństwa, dajemy z siebie krew, pot, łzy i wszystko, co możemy, żeby zrealizować wizję lidera…
Chcąc być dobrym liderem, nie warto więc za dużo skupiać się na byciu w centrum uwagi. Zamiast tego zbuduj bezpieczną fortecę dla swoich najbliższych. Nie barykadujcie się jednak w niej odseparowując się od innych. Nie o to chodzi. Tworzysz ją po to by ludzie mogli się w niej schronić gdy korpo-gówno leje się im na głowę.
Nie ma nic dającego większą dumę liderowi niż posiadanie kompetentnych i pewnych siebie osób w zespole. Naturalną więc koleją rzeczy jest to, że świadomi liderzy powinni robić absolutnie wszystko, co w ich mocy, żeby pokazywać reguły, szkolić i ufać zespołowi.
Odwaga płynie z góry.Nasza pewność w podejmowaniu dobrych decyzji zależy od tego, na ile czujemy, że liderzy nam ufają.
Trudno się nie zgodzić z tym, że na koniec dnia istotny jest wynik działania (określony czy to obrotem, liczbą wytworzonych jednostek “czegoś” czy popełnioną wartością intelektualną – zależy to oczywiście od działalności organizacji). Istotny… ale czy najważniejszy? Tu już takiej pewności nie ma. Simon twierdzi (i mi osobiście jest bliżej do tej teorii), że liczby są pochodną całości i nie powinny być stawiane ponad wartością życia.
Spotkaliście się kiedyś ze zjawiskiem plotki w organizacji? Z pewnością mieliście tę wątpliwą okazję. Jej niszcząca moc jest szczególnie odczuwalna w przestrzeni przesiąkniętej nakazami i kontrolą. Kilka akapitów wcześniej wspominałem o typach kultur według Cameron’a i Quinna’a – według mnie, Simon ma tu na myśli kulturę hierarchiczną.
Zrozumienie zastąpione nakazem i procedurą, schematy dla każdego obszaru działalności, wszystko to ułatwia kiełkowanie niepewności i frustracji. Takowe odczucia nie są przeważnie pielęgnowane publicznie, a rosną w małych grupkach żywiąc się polityką i plotką. Koniec końców prowadzą do stresu, braku zaufania i walki o przeżycie, przeżycie często za wszelką cenę…
Znów popełnia mi się potwornie długi wpis. Mam jeszcze kilka cytatów, którymi chciałbym się z Wami podzielić – zostawię je do trzeciej (obiecuję – ostatniej) części recenzji.
Leave a comment